Kamil Kuskowski
Antysemityzm wyparty
Kamil Kuskowski
Kamil Kuskowski
Ewa Zarzycka z udziałem Karoliny Oleksik
BYŁO kiedyś JEST teraz
Przedstawienie metody rekonstruowania wydarzeń

PROBLEMY DOKUMENTACJI

Kiedyś mi się wydawało, że dokumentacja jest zupełnie niepotrzebna. To znaczy ta wykonywana „z premedytacją”, ta planowana, organizowana. Wręcz reżyserowana. Wtedy uważałam, że autentyczna dokumentacja to ta, która powstaje spontanicznuie, mimochodem. Że prawdziwą dokumentację stanowią tak zwane „ślady”, które powstały niejako samoistnie. Jako „odpryski” z głównego procesu.
Kiedy pracowałam razem z moim kolegą Kardynałem (Tomkiem Dobrzyńskim) uznaliśmy w jakimś momencie, że najprawdziwszym śladem naszej rozmowy są nasze notatki i wykresy robione wprost na stole, odciski z naszych kubków do herbaty i zacieki z rozlanego wina. Potem kładliśmy już na stole czyste papiery, by pozyskiwać wciąż nowe dokumenty. Pojawił się motyw premedytacji w działaniu na rzecz uzyskania dokumentacji.
Do dzisiaj pozostał mi sentyment do tego rodzaju dokumentów. Do dzisiaj zbieram papiery, które kładę co jakiś czas nowe i czyste na moim biurku i pozwalam by zapełniały się spontanicznie. Chociaż ostatnio prawdę mówiąc papiery te przykrywają zwały innych papierów. Wtedy ironicznie kpię z siebie samej i przypominam sobie, że jeszcze niedawno uważałam, że prawdziwa dokumentacja powstaje w procesie. Jest odpryskiem, pozostałością. Lecz jednocześnie narasta w czasie, poprzez czas, czegoś przybywa. Tak jak przybywa zapisanych kartek w mych zeszytach. Jak przybywa warstw zeszytów. Nawet ktoś ostatnio mi powiedział: twój jeden zeszyt nie znaczy nic, ale całe warstwy tych zeszytów to jest coś.
Naturalnie dzisiaj już tak nie uważam, że dokumentacja nie jest potrzebna. Mam świadomość, że jest potrzebna i jej robienie jest konieczne. Chociaż z drugiej strony mam świadomość, że idealna dokumentacja po prostu nie istnieje. A nawet można tak powiedzieć, że kiedy dokumentacja jest zbyt perfekcyjna, zbyt doskonała pojawia się podejrzenie - czy na pewno jest prawdziwa. A to dlatego, że czasami dokumentacja jest lepsza niż dzieło. Wtedy się używa takiego określenia – „jaka dobra dokumentacja!”. Wtedy, wstyd się przyznać, ale myślę, że czasami dokumentacja przeszkadza w tworzeniu sztuki.
Zawsze miałam podejrzliwy stosunek do dokumentacji. Problemy z dokumentacją (i archiwizacją) miałam zawsze. Nigdy nie byłam na przykład w stanie zorganizować sobie, lub wyegzekwować od od kogoś, zorganizowania sytuacji do dokumentacji przed moim wystąpieniem. Stan psychiczny, w którym się znajdowałam – olbrzymie napięcie związane z konstruowaniem wystąpienia i „rozgrzanie myśli do białości” całkowicie wykluczał myślenie o tym, że coś co jest zaledwie mgławicą miałoby zyskać taki kształt, że nadawałoby się „już za chwilę” do dokumentowania. Poza tym panicznie się bałam się przed wystąpieniem „opowiedzieć" o tym co „będę robiła”. Czasami z wielką trudnością udało mi się ustalić, z kimś kto miał filmować moje wystąpienie, w jakich rejonach danej przestrzeni będę się poruszać i ile to zajmie mniej więcej czasu.
Wiele lat temu pisałam: „ponieważ pracuję w materii często nieuchwytnej dla mnie samej trudno jest mi tworzyć i gromadzić dokumenty mej aktywności. Nie zawsze wiem co należy 'zatrzymać w czasie', utrwalić, zachować. Często mam kłopoty z wyborem sposobu odnotowania jakiegoś ważnego dla mnie faktu.” Często się zdarzało, że po udanym performance nie pozostawał żaden ślad.
Przed całkowitą katastrofą ratowało mnie zamiłowanie do „zbieractwa” (ale nie do porządkowania) i przyjaźn z Andrzejem Ciesielskim i jego Archiwum. Po drugie istniało (i nadal istnieje) moje ulubione, stałe zajęcie czyli zapisywanie moich refleksji w zeszytach. Kiedy byłam w sytuacji, że nie miałam zupełnie nic, kiedy nie było po jakimś moim wystąpieniu żadnych śladów, żadnego video, żadnych zdjęć wtedy zawsze mogłam wyciągnąć zeszyt, otworzyć go na odpowiedniej stronie i powiedzieć a raczej przeczytać: dnia tego i owego w miejscowości X przygotowując się do performance zapisałam, że to i to i tamto. A kiedy zmierzałam do miasta X czytałam książkę myśliciela tego to a tego na co dowodem są notatki z tej lektury zapisane podczas jazdy pociągiem z punktu A do punktu B.
Wracając do tekstu sprzed lat (który w jakimś sensie jest wciąż aktualny): „mozna by sądzić, że (...) problemom dokumentacji poświęcam szczególną uwagę. Tak jednak nie jest. Często najzwyklej odrzucam wątpliwości i korzystam z tego co jest.Co powstało przypadkiem, jako wynik przygotowań do wystawy lub wystąpienia. Najczęściej „odpryskiem” z mych przygotowań są zapiski. (...) ostatnio schematy, plany, wykresy są dla mnie niezwykle ważnym elementem mej pracy. Zarówno z etapu przygotowania jakichś realizacji bądź ich późniejszego opisywania, rekonstruowania.”
Zaznaczam jednak, że przed laty podejrzewałam a dziś mam pewność, że nawet najbardziej rzetelny tekst nie zawiera „wszystkiego”. Co więc jest najbardziej rzetelnym sposobem dokumentowania? Jaki rodzaj dokumentacji jest najbardziej zupełny i rzetelny? Kiedyś zapisałam: „do pewnego czasu bezgranicznie wierzyłam w magię działania fotografii. Później jednak miałam coraz więcej wątpliwości, czy fotografia oddaje w pełni sens jakiegoś gestu. Później sądziłam, że video jest „prawdziwą dokumentacją”, wyczerpującym zapisem.
Ostatnio „mam słabość" do nagrań dzwiękowych. Czasem myślę sobie, że zapis czyjegoś głosu usłyszany po latach – to jest prawdziwy dokument. Ale wiem, że to kolejna ułuda.
Czas pokazał, że mimo wszystkich moich wątpliwości muszę szanować dokumentację, dbać o nią i pilnować by w ogóle powstała. A zdrugiej strony mimo wszystkich podejmowanych przeze mnie i przez innych wysiłków, mimo rzetelnego podejścia, mimo wielu rozmów i dyskusji wciąż uważam, że idealna dokumentacja nie istnieje. Przynajmniej w moim przypadku – artystki sztuki performance, która uprawia performance mówione.
Daję sobie jednak prawo do błędu i zamierzam w dalszym ciągu podejmować trudne dla mnie zagadnienia dokumentacji. Mało tego posunęłam się już o krok dalej w moim myśleniu. Mam zamiar podjąć się próby wykonania czegoś w rodzaju „rekonstrukcji” moich dawnych, nigdy niezdokumentowanych wystąpień z lat osiemdziesiątych. Zamierzam zastosować na początek dwie formy rekonstruowania. Jedną z nich będzie próba rekonstrukcji mojego wystąpienia przez inną osobę. Następnie mam zamiar podjąć się próby wykonania tzw. autopowtórzenia.
Cokolwiek bym na temat dokumentacji nie powiedziała – problem pozostaje otwarty.
Ewa Zarzycka
marzec 2010

Ewa Zarzycka
Ewa Zarzycka
Dmitry Strakovsky (USA)
Konstrukcje

wystawa w dwóch odsłonach:
sobota, 5 czerwca oraz sobota, 12 czerwca,
o godzinie 19.00

performances / instalacja

Dmitry Strakovsky urodzony w Petersburgu, Rosja w 1976 roku. Od 1988 żyje w USA. Dyplom uzyskał w The School of the Art Institute of Chicago na wydziale Sztuki i Technologi. W Chicago spędził parę lat tworząc i jednocześnie pracując dla firm zajmujących się tworzeniem zabawek. Od 2006 roku rozpoczął pracę na Uniwerytecie Kentucky (Lexington) jako wykładowca.
Dima jest artystą łączącym różne media: roboto–kinetyczne instalacje, dźwięk, wideo, performance i grafikę. Jego prace były pokazywane na wielu wystawach i wydarzeniach amerykanskich oraz międzynarodowych np. Tokyo National University of Fine Arts and Music, LA FREEWAVES 2008 czy Boston CyberArts Festival oraz 13 Biennale Sztuki Mediów WRO we Wrocławiu w 2009 roku.

autorski projekt Stowarzyszenia Sztuka i Dokumentacja w Łodzi w ramach programu „Spotkania z wielokulturowością – Oblicza Łodzi”

Dmitry Strakovsky
Dmitry Strakovsky
Dmitry Strakovsky
Dmitry Strakovsky
Dmitry Strakovsky
Agnes Janich
Ściereczki i szmatki

Otwarcie:
25.06.2010 (piątek) o godzinie 19.00
przy północnej ścianie dawnej Willi Aleksandra Damskiego, ul. Drewnowska 77 (naprzeciwko parkingu Manufaktury)
Wystawa potrwa do 2 lipca 2010

instalacja na fasadach bałuckich budynków

Agnes Janich, artystka urodzona w Łodzi otworzy 25.06.2010 na terenie łódzkich bałut projekt „Ściereczki i szmatki”. Każda z trzech fasad wybranych przez nią budynków zostanie ozdobiona zmultiplikowanymi przedmiotami – nausznikami, dziecięcymi śpiochami czy sukienkami dla lalek. Zawisną one na elewacjach, w autentycznych miejscach pracy dzieci łódzkiego getta.

Lokalizacje projektu:
1. ul. Drewnowska 77
Willa Aleksandra Damskiego, później braci Kaszub, dziś grota solna
Obecnie nieruchomość stanowi własność Przedsiębiorstwa Produkcyjno–Handlowego BEE COLLECTION
2. ul. Łagiewnicka 34/36, Dawny Szpital Kasy Chorych Miasta Łodzi (Heleny Wolf)
W czasie wojny mieścił główny szpital getta. Obecny właściciel i inwestor – Firma „Fors Poland”
3. ul. Franciszkańska 14
Do października 1941r. (w dawnym budynku pod adresem Franciszkańska 13) mieściła się szkoła, a następnie siedziba przesiedleńców z Pragi (kolektyw Praga II). Od połowy maja 1942r. resort bieliźniarski i odzieżowy.
Obecny budynek mieszkalny powstał w latach 50-tych i jest administrowany przez Łódź–Bałuty „CENTRUM” oraz Wspólnotę Mieszkaniową.

Autorski projekt Galerii Wschodniej oraz Stowarzyszenia Sztuka i Dokumentacja w Łodzi realizowany w ramach programu Spotkania z wielokulturowością – Oblicza Łodzi.

Wyobraźmy sobie, ze idziemy ulicą Bałut - może Łagiewnicką, może Zgierską – 7 dekad temu. Moda zdażyła zmienić się parę razy od czasu naszych babć – kobiety noszą spiczaste półbuty na niskich, grubych obcasach. Mężczyzna w pumpach i wysokich kozakach pomaga damie swego serca wsiąść do tramwaju. Nad ich głowami kładka. Kładką tą przechodzą Żydzi. Bo mężczyzna jest Polakiem i chociaż wie, że wokół wszystko jest nie tak – został umieszczony na dole. Pod kładką. Po stronie względnych szans na życie.
Lekarz i prawnik na kładce to inny świat. Obaj mają głodne córki. Obaj pracują w manufakturach, bo leczyć z niedożywienia można by wszystkich, leczy się więc tylko najbardziej potrzebujących – a klócić się nikomu nie ma siły. Za to niemiecka Rzesza potrzebuje owoców ich sprawnych rąk.
Pracują też ich głodne córki. Mela, ośmioletnia, szyje staniki dla niemieckiej firmy „Triumph”. Dziesięcioletnia Helenka szlifuje podeszwy butów.
Jedzą trzy razy dziennie, dzieląc przedwojenną dzienną porcją na dwunastogodzinny dzień pracy. Mają jednak dużo wigoru i dużo nadziei – rodzice przecież nie kazali się martwić. To wszystko minie najdalej za rok.
Za rok o Meli nie ma kto pamiętać – zniknęła razem z mamąi babciami w oświecimskim kreamtorium. Tacie udalo sie w kilka dni pózniej popelnić samobójstwo. Helenka umrze dopiero za kilka miesięcy, w pochodzie śmierci. Dzis pomaga mamie przeżyć Ravensbrueck. Pomaga mamie przeżyć. Jedenastolatka.
„Ściereczki i szmatki” to instalacja na fasadach kilku budynków na Bałutach. Każda z nich zostanie ozdobiona zmultiplikowanymi przedmiotami – nausznikami, dziecięcymi śpiochami, sukienkami dla lalek. Kilkaset przedmiotów danego rodzaju zawiśnie na elewacjach domów i fabryk w których małe dzieci wytwarzały je kiedyś w nieludzkich warunkach.
Łódzkie getto trwało najdlużej. Trwało też w najbardziej zastraszającym stanie – w Łodzi, jak nigdzie indziej, Żydzi często nie doczekiwali nawet transportu do obozu. Umierali z głodu i wycieńczenia. Umierały też dzieci.
Nie chcę rozliczać się z historią, szukać winnych ani kanonizować ofiar. Chcę – zwyczajnie i po prostu – przywrócić pamięć czasu, z którym mieszkańcy Bałut radzili sobie godnie i po ludzku.
Pochodzę z części Łodzi kilka domów od Bałut. Tutaj w wieku 6 lat ciągnęłam mamę do kiosku po pisemko „Skrawki i szmatki". Niezręcznymi paluszkami fastrygowałam małe sukienki. Powstawały repliki ubrań mojej Mamy – stroje przypominające rzeczywiste, chociaż mocno „na bakier”.
Tak jak „na bakier” był świat siedmio– i dwunastolatków za czasów naszych babć. I jak „na bakier” jest pozwolić im, pozbawionym grobu i potomków, odejść w zapomnienie.

Agnes Janich

Agnes Janich
Agnes Janich
Agnes Janich
Xuka Fon Sztof
Granica # 29

otwarcie wystawy:
2 lipca o godzinie 20.30
oraz performance muzyczny Tsara Poloza o 21.00

Xuka Fon Sztof to duet artystyczny stworzony w 2010 roku w Łodzi. Powstał on z inicjatywy dwóch młodych artystek – Ewy Surowiec i Karoliny Kaźmierskiej, stając się platformą eksperymentalną, łączącą działalność artystyczną i kuratorską. Założeniem jest eksplorowanie różnych obszarów sztuki i życia oraz interdyscyplinarna współpraca z innymi twórcami. Pierwszy projekt - wystawa składa się ze stałej ekspozycji instalacji architektonicznej, environmentu i jednorazowej akcji, łączącej performance muzyczny zaproszonego do współpracy Tsara Poloza, z instalacją video. Całość nawiązuje silnie do miejsca, ingerując w specyficzną przestrzeń galeryjno–mieszkalną.
„Granica # 29” analizuje pojęcie granicy w jej fizycznym znaczeniu, ale również w jej geopolitycznym i egzystencjalnym wymiarze. Bada terytorium tego, co marginalne, odgrodzone. To, co zostaje oficjalnie uznane, oswojone w swoim estetyzmie, zasadach społecznego funkcjonowania, regułach urbanistycznych, zostaje skonfrontowane z obszarem hermetycznej, budzącej często strach i niepokój egzystencji. Granica może zawierać się w czystym wyobrażeniu wynikającym z agrofobii, introwertyzmu, posesywnej natury człowieka, atawistycznych cech i potrzeby oznaczania terytorium, aż do kolonialnych i imperialistycznych zapędów i przeradzać się w agresywne fizyczne formy segregacji, odgrodzenia. Ograniczenie ruchu, nagromadzenie przedmiotów i osób w przestrzeniach mieszkalnych, relacja pomiędzy przestrzenią publiczną i prywatną, sąsiedzkie podglądanie, zjawiska marginalizacji przestrzeni i społeczeństwa to zagadnienia, wokół których koncentruje się projekt.. Jeśli nawet w Europie zniknęły granice państwowe, to nie zniknęły one z podwórek i ulic. Częstym elementem pojawiającym się na miejskich osiedlach czy podwórkach stają się sztuczne, architektoniczne zapory. Tworzenie fizycznych barier w przestrzeni miejskiej wyzwala poczucie a może złudzenie bezpieczeństwa, eskalując jednocześnie wzajemną wrogość. W ciągu ostatnich dwudziestu lat przejścia pomiędzy podwórkami na ulicy Wschodniej i Piotrkowskiej były systematycznie odgradzane. Właściciele kamienic przy ulicy Piotrkowskiej odgrodzili ulice budując mury w przejściach między ulicami. Z inicjatywy wspólnoty mieszkaniowej, ostatnie podwórko tranzytowe zostało zamknięte w 2008 roku.

Xuka Fon Sztof
Xuka Fon Sztof
Xuka Fon Sztof
grupa CAJA NEGRA (Chile)
szczepionka – osłabiony wirus

wystawa czynna do 11.08.10
w dni powszednie w godzinach 17.00–19.00
lub na telefon

klinika druku (ksylografia)
warsztaty odbędą się w dniach 27–29.07.10,
w godzinach 17.00–19.00

Spotkanie z artystami odbędzie się 11.08.10
o godzinie 19.00
w Klubie Fokus Łódź Biennale 2010,
ul. Piotrkowska 118

CAJA NEGRA
Pascale Heliot
twister – galeria Wozownia

wystawa towarzysząca Łódź Design Festival 2010

Architektura i design zajmują się aranżowaniem zaanektowanej przestrzeni.
W moim działaniu także przestrzeń galerii zostaje zaaranżowana ale działanie to odbywa się w innym celu niż designerskie.

Projekt dla Galerii Wschodniej jest kontynuacją cyklu twister – obrazów opowiadających o przestrzeni w przestrzeni.
Przetwarzanie fotografii na malarstwo to cykl, w ktorym każdy obraz zależy od poprzedniego, stanowi jego rozwinięcie, następną warstwę. Każda wystawa stwarza dla mnie okazje takiego zaaranżowania obrazu w przestrzeni by stanowił kolejny projekt. Dążę do mnogości warstw, przetworzeń przestrzennych w obrazie ze względu na pamięć kompilowanych, pozornie mniemających ze sobą nic wspólnego zdarzeń, kadrów, miejsc itp.
Na poszczególnych obrazach spotykają się ze sobą, współistnieją miejsca odległe, które realnie nie mają ze sobą nic wspólnego. Recyklingowymi obrazami rządzi zasada szkatułkowa. Obrazy w obrazach, miejsca w miejscach. Powstała praca jak i przypadkowa, odmienna sfotografowana z nią przestrzeń, tworzą następny zmieniony, malarski realny fragment. Ten proces stykania świata realnego z obrazem i łączenie go w jedną całość, stwarza malarską „przestrzeń podróży”. „Fotograficzna” maniera opisuje „wieolobrazowość” możliwych, współczesnych nam sytuacji.
Cytując różne fragmenty rzeczywistości stwarzam na tych obrazach sytuacje możliwe tylko w wyobrażonym kontekście i zestawieniu.

W działaniach design akcent położony jest na estetykę i funkcję. W moich pracach w odrożnieniu od designu ważne jest założenie, intencja przechodzenia jednego wnętrza w kolejne. Projekt jest grą z przestrzenią, zabiegiem paradesignerskim, pozornie przypominającym działanie architekta wnętrz, który komponuje i zestawia obiekty układanki w jedną logiczna, funkcjonalną całość.
Elementy zapamietane ze zdjeć z poprzedniej wystawy tworzą nową, odwzorowaną jakość, która jest tylko urywkiem rzeczywistości zapamiętanej i wyobrażonej, nie podporzadkowanej logice ani funkcji.

kot dziadek
Serdecznie zapraszamy!
Welcome!

Designed with ‌

Website Building Software